poniedziałek, 1 września 2014

Miniaturka "Klątwa"

   "Śmierć. Tragedia czy ulga? Przekleństwo czy zbawienie? Kara czy przywilej"

                                                  
                                          
                                         "3 lipiec 2020 rok"
Nazywam się Angeles Saramego. Zawsze podejrzewałam,że jestem przeklęta. W dniu moich narodzin doszło do największej katastrofy samochodowej w Buenos Aires od ponad 10 lat. Myślę,że właśnie od tego zaczęła się moja klątwa. Później bywało lepiej i gorzej. Raz z górki,raz pod górkę. Na początku,jako niewinne dziecko,tego nie dostrzegałam. Wszystko zmieniło się kiedy miałam 5 lat.  

                                          "16 styczeń 1981 rok" 
Szczęśliwa po dniu spędzonym z siostrą na łące wróciłam do domu. 
-Mamo! Już jesteśmy!-krzyknęła radośnie Maria
Cisza. Właśnie ona nam odpowiedziała. Później wszystko działo się tak szybko. Mama siedzi w kuchni. Płacze. Pytam co się stało. Jeszcze większe wybuchy łez. Stukot obcasów i słowa cioci Thalii: 
-Wasz ojciec jest w szpitalu. Miał udar. 
Klinika,tata i jego ostatnie słowa skierowane do mnie: 
-Śpiewaj ptaszyno...I walcz o swoje marzenia...

                                            "3 LIPIEC 2020 rok" 
To właśnie śmierć taty zasiała we mnie ziarno niepokoju. Zmarł,bo ciężko pracował,by spełnić marzenia. Kilka lat później dowiedziałam się,że siostra mamy- Marina z Meksyku-nie żyje. Teraz myślę o marzeniach. Spełniłam je. I swoje i taty.


     "8 maja 2000 rok"

Maria-moja nieodpowiedzialna siostra. Sprawiająca problemy narkomanka. Moja przyjaciółka. Czarna owca w rodzinie...Nie żyje. Zmarła przy porodzie. Najpierw prowadzała się z moim obecnym narzeczonym-Germanem,zaszła z nim w ciążę, a później zostawiła go dla jeszcze bogatszego typa. To cud,że urodziła zdrową córkę. Ja i German zaopiekujemy się nią. Stworzymy Violi-bo tak daliśmy jej na imię-prawdziwy dom. To pocieszenie. Maria nie żyje,ale dała komuś życie.

                                               "3 lipiec 2020 rok"  

Wtedy mimo smutku potrafiłam się uśmiechać. Teraz nie potrafię. Idę w nocy przez miasto i nie potrafię powiedzieć "Będzie dobrze".Chciałam spędzić resztę życia z Germanem i Violettą. Chciałam spełniać marzenia. Nie wiedziałam jeszcze ile dobra i zła zgotuje mi przewrotny los.         

                                                "27 czerwiec 2001 rok"
                                              
-German! Chodź tu na moment!-zawołałam 
-Tak kochanie. Coś się stało?
-Muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego.
-Słucham uważnie. 
-Nasza rodzina się powiększy...-powiedziałam i położyłam jego dłoń na moim,jeszcze płaskim,brzuchu. 

                                                  "13 kwiecień 2005 rok"   

Jestem żoną cudownego mężczyzny i matką dwóch córek. Pięcioletniej Violetty i trzyletniej Annabeth [czyt.Anabef]. Dziś piątek,więc idę z dziewczynkami do parku. Nie pracuję w piątki i niedzielę,bo przecież restauracja nie jest najważniejsza. W trakcie gry w piłkę z Violą i An słyszę dźwięk telefonu. 
-Halo?
-Dzień Dobry. Dzwonię z policji. Czy rozmawiam z panią Angeles Saramego Castillo?
-Przy telefonie.

-Z przykrością zawiadamiam panią, że pani matka zginęła w katastrofie lotniczej. Przykro mi....       


      "3 lipca 2020 rok"

Śmierć bliskich to straszne uczucie. Szczególnie jeśli odczuwa się je tak często. Myślałam wtedy,że życie się na mnie uwzięło. Że chce mi wszystko zabrać. Teraz jest inaczej. Teraz myślę inaczej. Przecież los dał mi wiele. Męża,dzieci,wymarzoną restaurację i debiut muzyczny. Można zazdrości mi,że wszystko mam,czego chcę. Ale cóż kiedy ja więcej chcę?

                                  "8 październik 2017 rok"

-Jak chodzisz!-krzyknął jakiś mężczyzna
Nie zważając na jego słowa szłam dalej.Śpieszyłam się. Moim celem było dostać się do szpitala "Matki Teresy" w Buenos Aires. Jadę tam z powodu Annabeth. Zadzwonili ze szkoły. Zemdlała.

                                                 * * *

-Doktorze co jej jest?
-To białaczka. Zostało jej sześć miesięcy życia. Przykro mi.

                                               * * *

-Jak się czujesz?
-Lepiej. Mamo co mi jest?
-To...to...bi...-nie mogłam tego powiedzieć-...To białaczka. 


         Pół roku później...

Odeszła. Moja mała córeczka. Już nie spojrzę w jej niebieskie oczęta. Nie pogłaszczę jej bo blond czuprynie,którą tak często upinała w różnorodne warkocze i kłosy. Przegrała walkę. Jestem zrozpaczona.

                                     "4 listopada 2018 rok"

-Za dużo pracujesz kochanie.-powiedziałam przytulając męża 
-Nie przesadzaj. Praca to oderwanie od śmierci córki.

                                               * * *               

-Co z nim doktorze?-spytałam obejmując Violę
-Miał zawał. Czy robił coś stresującego?
-Przez ostatnie pół roku harował jak wół.
-To wszystko wyjaśnia. Przykro mi,ale nie udało nam się go uratować. 

                                      "11 sierpnia 2019 rok" 

-Mamo jestem w ciąży...Thomas mnie zostawił...-wyznała cicho Violetta 

                                 "15 kwiecień 2020 rok"

Z sali porodowej wyszedł lekarz.
-Panienka Violetta urodziła córkę. Niestety obrażenia po wypadku są ciężkie. Odejdzie tej nocy.

                                              * * *

-Córeczko będzie dobrze. To cud,że masz zdrowe dziecko.
-Tak daj jej na imię. Milagros czyli cud. Zaopiekujesz się nią?
-Oczywiście.
-Opowiedz jej kiedyś o mnie-powiedziała i odeszła...  

                                   "30 czerwca 2020 rok"

Dym. Płomienie. I ten potworny jazgot wozów strażackich.
-Gdzie jest Mili?!
-Spokojnie. Wszyscy którzy byli w środku zginęli.
-Nie!-padłam na kolana-Nie ona! Wyszłam tylko na godzinę! Niania miała się nią opiekować! Milagros wróć do mnie! 

                                      "3 lipca 2020 rok"

         2 godziny wcześniej....

Załatwiłam wszystko związane z pogrzebem. Nie miałam już dla kogo żyć. Spojrzałam ostatni raz na nagrobki mojej rodziny.
-Już niedługo się spotkamy...           

        Teraz...

Zawsze myślałam,że jestem przeklęta. Teraz wiem,że w życiu zaznałam wszystkiego. Radości i smutku. Miałam rodzinę,spełnione marzenia. Byłam szczęśliwa. Przecież nie ma radości bez smutku. Bóg tak planuje życie by było dobrze. Taki jest los-przewrotny. Skoro miałam w życiu wszystko to znaczy,że nie powinnam czuć się pokrzywdzona. Zrozumiałam. Zrozumiałam to co miałam zrozumieć. 
-To nie klątwa,to plany Boga,przeznaczenie,równowaga.-powiedziała i skoczyła. 


                                      * * *

Cześć! 
Ale za wami tęskniłam przez wakacje :)
Pierwsza Fioletowa Miniaturka gotowa :D
Wiem,że pewnie część z was czytała ją na starym blogu,ale musiałam ją dodać. 
Nie myślcie tylko,że przez wakacje nic nie napisałam.
Jestem sporo do przodu ;)
Co u was? Jak początek roku szkolnego? 

U mnie jak zawsze czyli koszmarnie. 
Pierwszy dzień szkoły zaczynam lekcją na 7. Zabić tego kto wymyślił zerówkę 
Jak wam się podoba?
Następna notka w weekend,jeżeli uporam się z trudnym wyborem ;)
Do zobaczenia :D

                                                        Sissi <3 P <3

                                      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz